+2
mariopollo 19 grudnia 2015 09:56
10. Sucre, Cochabamba, La Paz - pożegnanie Boliwii

W poniedziałek dotarłem do Sucre - konstytucyjnej stolicy Boliwii. Wyczytałem w przewodniku, że z dworca autobusowego do centrum jeżdżą minibusy nr 3. Akurat jeden z nich podjechał. Wsiadłem. Jadę już dobre 15 minut, jakoś nic mi tu na centrum nie wygląda, jak zobaczyłem jakieś peryferia miasta i to, że zostałem sam w busie, wiedziałem, że zajechałem za daleko. Bus zatrzymał się i kierowca zapytał po hiszpańsku: gdzie chciałeś dojechać, ja że centro, no i oboje zaczęliśmy się śmiać. Powiedział, że za 5 minut rusza z powrotem (to zrozumiałem). Pomyślałem, że skoro wie gdzie chce wysiąść to mi powie, ale on nie powiedział i na dodatek jechał inną trasą. A uświadomiłem to sobie, jak zobaczyłem....dworzec autobusowy. Byłem więc w punkcie wyjścia i straciłem na to godzinę. Zrobiłem podejście nr 2, tym razem czujnie z mapą kontrolowałem trasę i udało mi się wysiąść w odpowiednim miejscu. Dotarłem do mojego hostelu. Rezerwację miałem zrobioną przez hostelbookers i tym razem właściciel powitał mnie słowami: ola Marius, no jak się ma 5 pokoi do wynajęcia i jedyny przyjazd w tym dniu, to można zapamiętać imię gościa. Pomylił tylko kraje, bo wziął mnie za Australijczyka. To najlepszy nocleg, jaki miałem w Boliwii, fajny pokój, z okna widok na park. Jedynka - 20 zeta. Ogólnie Sucre przypadło mi do gustu, miałem 2 dni na szwędanie się po mieście, oczywiście główny plac, kościoły, targ - to tutaj standard. Ale mnie to miasto będzie kojarzyć się z ciastem, tak, na targu u pewnej pani kupowałem codziennie niesamowitą tartę. Mucho bueno.
W środę o 20.00 miałem nocny autobus do Cochabamby (9 godzin). Że też zawsze w nocnych autobusach trafiają mi się stare Indianki na siedzeniu obok. Chociaż ta tym razem nie parła na mnie. Na miejscu byłem o 5.00 rano i tak przyciąłem komara, że kierowca mnie budził na dworcu jak już nikogo nie było w autobusie. Wypiłem kawę i poczekałem do 6.00 potem ruszyłem w poszukiwaniu noclegu. Znalazłem, znowu za 20 zeta w samym centrum miasta. Szybki prysznic i spanie do 11.30.
Cochabamba słynie z ogromnego posagu Chrystusa (34,20 m), większego niż ten w Rio de Janeiro, ale już nie największego na świecie dzięki "naszemu" w Świebodzinie. Na górę wyjeżdża kolejka gondolowa - koszt niecałe 4 PLN w dwie strony.
W piątek rano powrót do La Paz, tam nocleg i w sobotę wyjazd do Peru.
Ale sobie zrobiłem pożegnanie Boliwii, że niech mnie...
Wieczorem dotarłem do La Paz. To że spałem w niezłej spelunce niedaleko dworca, to było do przeżycia, ale to, że mieszkałem nad nocnym klubem, o równie niewygórowanej renomie to już do zniesienia nie było. O 21.00 zaczęła się dyskoteka i trwała do 03.30 nad ranem. Wszystkie boliwijskie przeboje mam w jednym palcu, był taki huk, że nawet nie mogłem pomyśleć o tym, żeby zasnąć. Gdy mi się to już udało o 04.00, o 07.00 zadzwonił budzik. Szybko na dworzec autobusowy i cała sobota spędzona w autobusach.
Jak wsiadłem o 08.00 rano do pierwszego, to wysiadłem z trzeciego o 22.00, ale już w Peru.


Iglesia de Santo Domingo






Sucre nocą


Posąg Chrystusa w Cochabamba








Na granicy boliwijsko-peruwiańskiej


11. Cud w Arequipie

Do Arequipy dotarłem w sobotę o 22.00. Z dworca do centrum było jakieś 2 km, które przebyłem piechotą idąc dosyć nieciekawymi uliczkami. Zanim znalazłem swój hostel była 23.00
Rano wyruszyłem na zwiedzanie. Arequipa nazywana jest białym miastem z powodu budulca użytego do budowy - białego kamienia sillar. Tradycyjnie jak prawie w każdym większym mieście, w centralnym miejscu miasta znajduje się Plaza de Armas i Katedra.
Ale mój pobyt tutaj i tak zdominowało wydarzenie z niedzieli.
A było to tak...
Był upalny dzień, więc postanowiłem napić się piwa, wstąpiłem do jedynego chyba w mieście sklepu samoobsługowego. Chodzę wśród regałów, aż tu nagle zauważam przechodzącą białą twarz, dziwnie mi znajomą, ona cofa się, nasz wzrok się spotyka i....następuje wielki krzyk, padamy sobie w objęcia.
Aga, z którą nie widziałem się 8 lat, a kiedyś pracowaliśmy razem, tez wybrała się na podbój Ameryki Południowej. Nasze spotkanie uczciliśmy piwem na głównym palcu miasta.
I niech ktoś mi powie, że cuda się nie zdarzają.


Katedra






Plaza de Armas nocą






12. Kanion Colca czyli Polak potrafi

O 1.00 w nocy miałem autobus do Cabanaconde i by tradycji stało się zadość jak to w nocnym autobusie siedziała obok mnie stara Peruwianka.
Cabanaconde to miasto z którego schodzi się do Kanionu Colca odkrytego przez Polaków w 1981 r.
12 km. przed miastem znajduje się punkt widokowy Cruz del Condor, z którego ogląda się kondory, o ile ma się szczęście. Ja dotarłem tam o 6.00 rano jako jedyny turysta wraz z Peruwiańczykami, którzy rozstawiali swoje kramy. Pierwsze autobusy z turystami pokazały się o 7.30, a kondorów brak. Dopiero około 8.00 nadleciały, sztuk 2, zrobiły parę kółek i odleciały. Po jakichś 15 minutach kolejna tura i już więcej się nie pokazały, ale udało mi się zrobić parę fajnych zdjęć.
Do miasta dotarłem o 10.00 i od razu udałem się do kanionu 3200 m w dół, schodziło się nawet znośnie, ale jak pomyślałem, że następnego dnia będę musiał wychodzić tą samą trasa już nie było mi do śmiechu.
Po 1 godz. 40 minutach na dnie kanionu czekała na mnie oaza, czyli 4 resorty i każdy z basenem. Zamieszkałem z prostej chatce bez prądu (którego nie było nigdzie poza hotelową restauracją). Pierwsze co zrobiłem, to poszedłem popływać w basenie (po raz pierwszy i ostatni podczas tej podróży), potem nad rzekę. Gdy wróciłem było po 18.00 i cały ośrodek popadł w ciemności. Bez latarki nie pozostało nic innego jak przygotować się do spania. Jako, że poprzednią noc spędziłem w autobusie, byłem trochę zmęczony więc z zaśnięciem nie miałem problemów.
Następnego dnia wyszedłem o 7.40 robiąc mały zapas czasu, bo wiedziałem, że autobus z Cabanaconde do Arequipy jest o 11.30. Cóż mogę powiedzieć, nie było to łatwe wyjście, ile razy robiłem przystanki, tego sam nie wiem. Pocieszam się tym, że tak samo zachowywali się turyści, których mijałem po drodze.
Kanion Colca zdobyty.
Do miasta dotarłem o 10.30, wypiłem hektolitry wody i odjechałem w 6-godzinna podróż do Arequipy.


Cruz del Condor








W oczekiwaniu na turystów






Kondor nad Kanionem Colca












Droga do Kanionu


Oaza na dnie Kanionu


Kanion Colca









Paraiso Las Palmeras Lodge


13. Lima po raz ostatni...

To będzie najsmutniejszy post, po 32 dniach kończę moją podróż.

W skrócie tych parę ostatnich dni:

Wróciłem do Arequipy, tam spędziłem jedną noc i we wtorek o 1.00 miałem nocny autobus (9 godzin) do Nazca. Złe fatum chyba już się skończyło, tym razem nie siedziała obok mnie stara Peruwianka.
Rano byłem na miejscu, wynająłem niezłą norkę (dosłownie) i pojechałem zobaczyć słynne linie z Nazca.
Są dwie opcje zobaczenia linii: lot samolotem lub punkt widokowy. Półgodzinny lot kosztuje 90 USD i jak powiedziały mi spotkane tutaj Polki, to wyrzucone pieniądze, bo za dobrze nie widać, a zdjęć też za bardzo nie da się zrobić. Został mi więc punkt widokowy z którego można zobaczyć dwie figury: dłonie i drzewo.
Słabe to było. O 22.00 kolejny autobus tym razem do Limy (8 godzin). Zamieszkałem w Hotelu Gran. Fajny hotel ze starymi meblami plus na wyposażeniu... nocnik. Wyruszyłem na ostatni obchód miasta. Nie planowałem tego, ale jakoś tak wyszło, że trafiłem na jakiś festyn na którym podawano świnkę morską z grilla. Cuy - świnka gwinejska, cóż mięsa na tym tyle ile na wychudzonym wróblu, w smaku podobne do kurczaka. Raz wystarczy. Na drugi i ostatni nocleg pojechałem w okolice lotniska. Mieszkam w Hostelu Truskawka na ul. Truskawkowej. Okolica nie za bardzo truskawkowa. Do spożywczaka nie wejdziesz, wszystkie zamknięte na kraty, zakupy załatwiasz na chodniku. Czyli bezpiecznie to tu nie jest.
Jutro, czyli w poniedziałek o 8.50 mam pierwszy lot Sao Paulo. Będzie podsumowanie. Za jakiś czas. Muszę się pakować.






14. Powrót

O 6.00 wyszedłem na lotnisko. Po drodze wstąpiłem do sklepu i za ostatnie SOL-e kupiłem parę bułek i jogurt. Lot do Sao Paulo na pokładzie LAN Peru minął dosyć szybko, choć to 4.15 godz. lotu. W SP miałem 3 godziny czekania na następny lot. O 19.45 siedziałem już w Boeingu 747 Lufthansy czekając na wylot. Już odjeżdżaliśmy od terminala, gdy odezwał się kapitan i poinformował, że z powodu usterki technicznej musimy podjechać pod hangar i poczekać aż przyjadą panowie z serwisu. Naprawa trwała 2,5 godz. O 22.10 wylecieliśmy. Po 11 godz. lotu byliśmy we Frankfurcie. Mój bagaż pojawił się szybko, ale stracił pokrowiec. I tak był potargany. Szybka zmiana terminala i odprawa do Berlina. Podczas kontroli bezpieczeństwa zainteresowano się moim przewodnikiem po Peru. Zostałem poproszony do osobnego pomieszczenia i parę kartek z przewodnika zostało poddanych sprawdzeniu na obecność narkotyków. Oczywiście kontrola nic nie wykazała i zostałem puszczony wolno. O 15.15 wyleciałem Air Berlin do Berlina, po 50 minutach lotu byłem na miejscu. Kolejką miejską podjechałem na dworzec autobusowy ZOB i czekałem na PolskiegoBusa. Trochę zdziwił mnie mój mokry bagaż, sądziłem, że to przez deszcz, który lał podczas przesiadki w Brazylii. No, okazało się, że był to litrowy karton soku z mango, który podczas transportu uległ otwarciu i rozlał się w moim plecaku. Dobrze, że i tak wszystko było do prania. O 19.30 wyjechałem do Łodzi, tam 2 godz. czekania na kolejnego PolskiegoBusa i o 8.00 byłem w Katowicach, potem pociąg, i autobus, i o 10.30 dotarłem do domu.


15. Gdzie spałem

Nocowałem w pokojach jednoosobowych. Ceny noclegów od 14 do 50 PLN. W niektórych hotelach w cenie było wliczone śniadanie kontynentalne czyli kawa, herbata, pieczywo, masło, dżem. W Hotelu Gran w Limie na wyposażaniu dodatkowo był...nocnik.


Lima - Hotel El Reducto 30 PLN


Cusco - Hotel Caraces 22 PLN


Aquas Calientes - Hostel Bright 42 PLN


Isla del Sol - Las Cabanas 16 PLN


La Paz - Hotel Maya 30 PLN


Sucre - Travellers Guest House 18 PLN


La Paz 14 PLN


Arequipa - Hostal San Pedro 27 PLN


Sangalle - Paraiso Las Palmers Lodge 17 PLN


Arequipa - Hostal Paris 17 PLN


Nazca - Hostel Pasada 17 PLN


Lima - Gran Hotel 50 PLN


Lima - Las Fresas 38 PLN


16. Co jadłem

W obu krajach króluje kurczak i ziemniaki, najczęściej w postaci frytek. Te dodawane są tutaj do wszystkiego, począwszy od hot-dogów, hamburgerów, jako dodatek do II dań, a skończywszy na zupach.
W Peru podawana są zestawy obiadowe pod nazwą MENU w skład których wchodzi: przystawka, zupa, II danie, deser lub napój. Ceny od 5 do 12 PLN (oczywiście w knajpach dla lokalsów)
W Boliwii podobne zestawy występują pod nazwą: ALMUERZO, a podawane są w godzinach 12.00 - 14.00. Ceny od 4 do 10 PLN.


Lody


Zupa jarzynowa


Ryż ze smażonymi warzywami


Arroz a`la Cubana - ryż z jajkiem sadzonym i smażonymi bananami


Wieprzowina


Peruwiańskie wino półwytrawne


Zupa z grysikiem


Kurczak z ryżem w sosie szpinakowym


Bułka z serem i herbata z koki


Marakuja


Zupa rybna, ryż z warzywami, cheviche


Cheviche - surowa ryba marynowana w soku z cytryny


Filet z kurczaka


Trucha - pstrąg z frytkami i ryżem


Millanesa de pollo - kotlet z kurczaka z ziemniakami i bananami z grilla


Pollo dorado - kurczak, ryż, ziemniaki


Przystawka - surówka z pomidorów, cebuli i sera


Zupa jarzynowa


Kurczak z makaronem i frytkami


Parrillada de carne - wołowina z grilla, frytki ryż z serem


Chaufa mix - ryż smażony z kurczakiem, wołowiną i frytkami


Ryż smażony z kurczakiem, makaronem i frytkami


Kurczak z ryżem i fasolą


Cuy - świnka morska z ziemniakami i kukurydzą


Flaki smażone z ziemniakami




Chrupki i galaretka z bitą śmietaną


Sok z wyciskanych pomarańczy








Dodaj Komentarz

Komentarze (1)

mmaratonczyk 27 grudnia 2015 11:11 Odpowiedz
Super relacja. Zazdroszczę tyle wolnego czasu na podróżowanie. Pozdrawiam,